środa, 30 sierpnia 2017

|4|

Była jakoś połowa stycznia, jak nie później. Niedawno mój związek z Joe się zakończył. Zdradził mnie, dla Ashley. Bolało, nadal boli. Chodzę tutaj do szkoły i nawet mi się podoba, nie licząc niektórych nauczycieli. Ruszyłam w kierunku mojej szafki. Ugh czemu ona jest obok Harrego. Nigdy nie miałam szczęścia. Rzuciłam niezbyt przyjazne spojrzenie na Joe i Ash. Jak ich widzę chce mi się rzygać. Bardziej niż jak patrzę na Harrego. Tak nadal go nie lubię, myślę że z wzajemnością. Na każdym kroku ubliżaliśmy sobie i nie zbliżaliśmy się do siebie na bliżej niż metr.
-Hudson - głęboki głos zza szafki rozproszył mnie na tyle, że jedna z książek mi spadła. Sięgnęłam po nią może przesadnie się schylając. Zamknęłam szafkę i zmierzyłam go wzrokiem.
-Styles - oparłam głowę o zimny metal szafki. - Jaki jest powód zachwycenia mnie rozmową z tobą? - prychnęłam sarkastycznie, na co on wywrócił oczami.
-Słuchaj rozmowa z tobą nie jest przyjemna, ale załatwmy to szybko. Mam do ciebie propozycję, której skutki mogą ci się spodobać - podparł swoją nogę oraz głowę o szkolne szafki.
-Zamieniam się w słuch - odparłam nawet na niego nie patrząc.
-Więc widzę z jaką nienawiścią patrzysz na Joe i Ash.
-Co to ma do rzeczy?
-Nie przerywaj starszym. Wracając Ashley jest jedyną dziewczyną jakiej nie zaliczyłem z naszego grona, nie licząc ciebie, Elle i Renee i mam na nią naprawdę wielką ochotę. Jedyną przeszkodą jest twój były chłoptaś, którego na pewno jeszcze kochasz i chcesz do niego wrócić. - w tym momencie wywróciłam oczami - więc teraz jest czas na moją propozycję, zakład czy cokolwiek. - głęboko westchnął - musimy udawać, że jesteśmy razem - wybuchnęłam śmiechem, takim że każdy patrzył na mnie jak na idiotkę.
-Styles pierwszy raz uważam, że jesteś cholernie zabawny. Najlepszy twój żart - nadal opanowywałam napad śmiechu, z wielkim trudem. Chłopak posłał mi zabójcze spojrzenie. Przygryzłam wargę, żeby znowu się nie roześmiać.
-Mówię poważnie i proszę cię opanuj się - spojrzałam na niego. Kurwa był przystojny, co bardzo utrudniało mi decyzję. Oczywiście, że chciałabym Joe z powrotem, ale nie wiem czy on jeszcze cokolwiek do mnie czuje. Z drugiej strony jakiekolwiek zbliżenie do Stylesa powoduje odruch wymiotny. Josie szybka decyzja.
-Dobra, zgadzam się - odparłam ciężko wzdychając. Styles wyciągnął rękę w geście zapieczętowania umowy. Niepewnie mu ją podałam. Chłopak pociągnął mnie za rękę zmniejszając przestrzeń między nami. Mogę już rzygać?
-Czekaj pod domem dzisiaj około 17 może, musimy obgadać parę spraw - jego denerwujące loki łaskotały mnie po policzku. Czy on pachnie bardziej brzoskwinią? O chuj tu chodzi? Styles gdzieś zniknął, a ja zajęłam się sobą.
-Heeeej suuuuko - usłyszałam męski głos nad moim ramieniem. Oczywiście, że to Niall.
-No siemaneczko gejuchu - odpowiedziałam lekko uderzając go w bok.
-Czy mi się zdawało czy ty właśnie rozmawiałaś z Harrym? - spytał głupio poruszając brwiami.
-Niestety, muszę ci to opowiedzieć - opowiedziałam mu to cholerne coś i dopiero do mnie dotarło co zrobiłam. - Niall boję się, czemu ja to zrobiłam, jestem pojebana, powiedz, że jestem, że to jest sen i ja tego nie robię - walnęłam głową w szafki, na co blondyn się zaśmiał. Stwierdziłam, że najlepiej pójść na lekcje. Po drodze minęłam Joe i Ash, posłałam im piękny uśmiech. Oboje strasznie się zmieszali co mnie bardzo bawiło.
-------------------------------------------------------------
17:00
Siedziałam przed domem zapatrzona w telefon, czekając na tego złamasa. Chyba powinnam przestać go obrażać. Chwilę później stał przed domem czekając aż do niego podejdę.
-Powiedz, że jeszcze nie muszę cię dotykać - westchnęłam ciężko, podchodząc bliżej.
-Spokojnie to dopiero jutro - odpowiedział również średnio zadowolony. Szliśmy w stronę parku, tego z tym ogromnym drzewem. Było zimno, ale do wytrzymania.
-Zimno ci? - spytał widząc jak pocieram swoje dłonie.
-Nie - odparłam chłodno. Styles wywrócił oczami, żeby mu nie wyleciały, te oczka.
-Wracając musimy sobie omówić parę spraw - już chciałam rzucić jakąś kąśliwą uwagę, ale w ostatniej chwili ugryzłam się w język.
-Słucham? - rzuciłam mu przelotne spojrzenie.
-Po pierwsze musimy zacząć używać swoich imion, tak wiem, że to trudne, ale wierzę, że dasz radę. Po drugie musisz przestać mieć odruch wymiotny na mój widok, a po trzecie postaraj się obrażać mnie trochę mniej.
-Wykonalne. Tylko, żeby nie było dziwnie, nie możemy być od razu razem. W końcu niezbyt się lubiliśmy przez ostatnie pół roku - westchnęłam. -Styles możemy pójść na jakąś kawę czy cokolwiek? - spytałam,bo naprawdę robi się zimno.
-Harry, i tak możemy - to nazywanie po imieniu jest denne. Po drodze weszliśmy do pobliskiej kawiarni. Chłopak przepuścił mnie w przejściu, na co subtelnie skinęłam głową. Nie mam zamiaru teraz przymilać się do niego. Usiedliśmy przy jednym ze stolików bliżej tyłu lokalu. Ściągnęłam kurtkę i szal, przewieszając je przez krzesło. Do naszego stolika podeszła niska, starsza kelnerka prosząc o zamówienie.
-Kawę, czarną bez cukru - złożyłam zamówienie i założyłam włosy za ucho.
-Espresso - odparł mój towarzysz a kobieta z miłym uśmiechem zniknęła.
-Naprawdę to wypijesz? - spytał z nutką kpiny w głosie. Na moje usta wkradł się sztuczny uśmiech.
-Jednym łykiem - uśmiech nadal nie schodził mi z twarzy. Chwilę później ta sama kobieta postawiła nasze kawy na stoliku. Tak jak obiecałam wypiłam ją jednym łykiem. Na końcu lekko się skrzywiłam.
-Muszę do toalety, przepraszam - szybko rzuciłam i prawie pobiegłam do łazienki. Zamknęłam za sobą kabinę. Zwymiotowałam całą kawę i resztki kanapki ze szkoły. Chyba choroba się nawraca. Nie może. Zanim wyszłam z toalety przemyłam twarz wodą. Cała energia ze mnie wyparowała i jedyne na co miałam ochotę to ciepłe łóżko.
-Długo ci to zajęło - odpowiedział kończąc swoje espresso.Wywróciłam oczami i zaczęłam ubierać kurtkę i szal. Po prostu wyszłam. Nie zwracałam uwagi na jakieś komentarze Stylesa. Gdy byłam już dalej, ktoś chwycił mnie mocno za nadgarstek.
-Musiałem za ciebie zapłacić - nie patrzyłam do niego, stałam tyłem.
-Oddam ci pieniądze - odburknęłam licząc, że mnie puści i pozwoli iść dalej. Oczywiście nic takiego się nie stało. Styles mocniej zacisnął dłoń wokół mojego wątłego nadgarstka.
-Nie chcę twoich pierdolonych pieniędzy, czemu wyszłaś Hudson? - odpowiedział dosyć agresywnie.
-To boli, proszę puść - pulsujący ból w okolicach nadgarstka nasilał się. Styles jakby wybudzony z transu puścił, a ja rozmasowałam obolałe miejsce.
-Chcę iść do domu, nie czuję się najlepiej - w końcu obróciłam się w stronę chłopaka. Jego twarz była jakby zamglona.
- Okej, odprowadzę cię - skinęłam głową i poszliśmy razem, ramię w ramię. Cisza i ciemność otaczały nas swoją obecnością. Byłoby to nawet przyjemne, gdyby nie to, że mój żołądek domagał się dużej atencji.
-Jesteś głodna? - spytał, zerkając na mnie kątem oka. Mocno przycisnęłam dłonie do brzucha.
-Nie - odpowiedziałam stanowczo. Nawet w tej ciemności mogłam dostrzec to jak wywraca oczami. Cieszyłam się, że nic nie odpowiedział. Dalej tak szliśmy, aż nie dotarliśmy do naszych domów.
Stanęliśmy naprzeciw siebie. Było czuć dziwne napięcie.
-Więc jutro wszystko zaczynamy - odparłam przeciągając. Nie mogę wymięknąć.
-Taa, poczekać za tobą jutro rano? - pokręciłam przecząco głową.
-Więc pa, chyba - ruszyłam w stronę domu nawet nie czekałam na odpowiedź. Zniknęłam za progiem domu, gdzie zatrzymała mnie Elle.
-Możesz mnie kryć? - spytała gorączkowo zakładając buty.
-Oczywiście, Ellie? Tracisz dziewictwo czy co, że się tak śpieszysz - zażartowałam, a Elle przygryzła wargę. - Nie wierzę, powodzenia - przytuliłam ją szybko i pobiegłam do mojego pokoju. Niedbale rzuciłam kurtkę i szal na oparcie krzesła. Odgarnęłam coraz to dłuższe włosy z twarzy i usiadłam na parapecie okna. Nadal to robię co wieczór od ponad pół roku. Styles również tam siedział. Otworzyłam okno, a chłopak powtórzył mój ruch.
-Dobranoc, Harry - powiedziałam dosyć głośno. Chłopak delikatnie się zaśmiał.
-Dobranoc, Hazel - odparł i oboje zamknęliśmy okna.
-----------------------------------------------------------------------------------------------
i kolejny rozdzialik wleciał:)

wtorek, 29 sierpnia 2017

|3|

Byłam wczoraj taka zdenerwowana, że nawet nie zjadłam kolacji, nie żeby mi to przeszkadzało. Znów obudził mnie ten sam kobiecy głos. Mogłam wyczuć, że przyrządziła te same naleśniki, co pierwszego dnia. Leniwie wyszłam z pokoju i niestety wpadłam na Elle na korytarzu.
-Co w ciebie wstąpiło wczoraj? - chcę jej wydrapać te śliczne oczka.
-Dlaczego im wszystko wygadałaś? Nie każdy musi wiedzieć, że chcę przelecieć Kita i, że mój pierwszy raz był z najlepszym przyjacielem - wyrzuciłam z siebie i założyłam ręce na piersi.
-Przepraszam, ale nie odpowiedziałaś na moje pytanie - jej ton głosu również był lekko zirytowany.
-Ja po prostu, było niezręcznie, nie pasuję tam - odparłam i szybko zeszłam po schodach. Dziewczyna chwilę stała totalnie osłupiona. Usiadłam na tym samym miejscu co dwa dni temu, czy też wczoraj. Po jednym naleśniku, ochota na jedzenie mnie opuściła.
-Dziękuję - odpowiedziałam odchodząc od stołu, a ciocia posłała mi delikatny uśmiech. Wujek był tylko na kolacjach. Wróciłam do pokoju i położyłam się na łóżku. Chwilę później do pomieszczenia weszła Elle i zajęła miejsce obok mnie na łóżku.
-Pasujesz, oni cię lubią - powiedziała delikatnie, a ja odwróciłam się w jej stronę.
-Jestem dziwna, brzydka i gruba - odpowiedziałam przewracając oczami - Jakby tego było mało Harry jest bardzo irytujący - na to wytrzeszczyła oczy.
-Nie jesteś brzydka ani gruba, jesteś lekko dziwna fakt, a na Harrego uważaj typ kobieciarza, przeleciał prawie każdą dziewczynę w naszej ekipie, oprócz mnie, Ashley i Renee - serio on jest taki dziwny i jeszcze pieprzy dużo lasek. Wychodzimy dzisiaj mam nadzieję, że pójdziesz z nami - uśmiechnęła się słabo.
-Pójdę, ale proszę nie doprowadzajmy do niezręcznych sytuacji - jęknęłam i odsłoniłam zasłony okna. Elle poszła do siebie, a ja zaczęłam się ubierać. Biała koszulka, dosć dopasowana z długim rękawem, a do tego czarne rurki. Przeczesałam włosy i związałam je w wysokiego kucyka, po czym wykonałam swój typowy makijaż. Rzuciłam się na łóżko i postanowiłam się zdrzemnąć. Obudził mnie oddech na policzku. Powoli otworzyłam oczy i zobaczyłam osobę, którą najmniej chciałam widzieć.
-Co ty tutaj robisz? - spytałam odskakując jak poparzona. On tylko lekko zaśmiał się po nosem. Zaraz go wyrzucę przez to okno. Najpierw musisz go unieść. Fakt.
-Nie zamknęłaś drzwi - zapach wody kolońskiej drażnił mój nos.
-Nie przelecisz mnie - powiedziałam i chciałam umrzeć. Josie zawsze wiesz co powiedzieć. On jedynie się uśmiechnął i puścił mi oczko. Zabij się.
-Zaraz wychodzimy, możesz zejść na dół - mówiąc to zniknął za drzwiami. On jest dziwniejszy niż ja, a to wyczyn. Chwyciłam telefon w rękę i powoli zeszłam po schodach. Nie brałam bluzy bo było cieplej niż wczoraj. Dosyć pewnie wyszłam z domu, a moim oczom ukazała się cała reszta osób.
-Jestem ostatnia? -wysapałam i lekko się zestresowałam. Nie lubię się spóźniać. Kiedy usłyszałam salwy śmiechu domyśliłam się, że tak. Mocno pacnęłam ręką swoje czoło i po chwili znalazłam się obok Elle i Ryana który kurczowo trzymał ją przy swoim boku.
-Idziemy do klubu - odparła i znowu poszliśmy. Zdecydowanie klub nie był moją bajką. Jedynym plusem było to, że był bliżej niż ten przeklęty park. Gdybym wiedziała, że idziemy do klubu ubrałabym się inaczej, ale już nic na to nie poradzę. Zapach w takich miejscach był okropny. Odór spoconych ciał połączony z gorzkim zapachem alkoholu i drażniących nos papierosów. Na samym wejściu miałam ochotę się cofnąć. Niezbyt pewnie podążyłam za resztą osób i ruszyłam na parkiet. Zaczęłam powoli ruszać się w rytm muzyki. Biodra kołysały się w obydwie strony, a ręce latały w powietrzu. Każdy facet, a nawet dwa razy podeszła do mnie dziewczyna, został spławiony. Tańczyłam samotnie, dając upust emocjom.
-Może dla mnie tak zatańczysz? - charakterystyczny zapach brzoskwini i wody kolońskiej uderzył w mój nos. On ma gorsze teksty na podryw niż moi starzy adoratorzy.
-Twoje niedoczekanie - odparłam i wyminęłam chłopaka, ale w ostatniej chwili złapał mnie za nadgarstek.
-Nie stawiaj się, będzie łatwiej - wyszeptał mi do ucha, a ja prychnęłam. Za kogo on się ma? Znam go trzy dni i mam ochotę go wyrzucić przez okno. Moją uwagę skupiłam na Joe, który znów rozmawiał z Ashley. Podeszłam do nich, głównie żeby uciec od Harrego.
-Zatańczysz ze mną? - poczułam nad uchem przyjemny ciepły oddech, należący do Joe. Skinęłam głową, na co chłopak pociągnął mnie za rękę. Właśnie zaczął się wolny kawałek. Zarzuciłam mu luźno ręce na kark, a on swoje mocno zacisnął na mojej talii. Powoli kołysaliśmy się w rytm muzyki. Chłopak nie odrywał ode mnie wzroku, zresztą ja też nie. Był inny od wszystkich chłopaków jakich znałam. Jego twarz była delikatna i zawsze spokojna.
-Długo się jeszcze będziesz patrzył na moją twarz? - spytałam lekko się śmiejąc na końcu. HAHAHAH JESTEŚ TAKA ŚMIESZNA DZIEWCZYNKO. Chłopak również powtórzył moją czynność. Patrzył mi w oczy i mocniej przytrzymał moją talię.
-Jesteś urocza - już ktoś mi to mówił. Oklepany tekst. Wbrew swojej woli się uśmiechnęłam. Swój wzrok przeniósł na moje usta. NIE NIE ZROBISZ TEGO. Chwilę później jego wargi napierały na moje, a ja odpychałam go trzymając ręce na jego klatce piersiowej. Chociaż w sumie może przez to pozbędę się Harrego. Od odpychania się od chłopaka teraz trzymałam go bliżej siebie. Dłonie wplątałam w jego ciemne, gęste włosy i delikatnie go drapałam, co skutkowało mruczeniem w moje usta. Joe polizał subtelnie moje wargi, prosząc o dostęp, który mu dałam. Nasze języki toczyły bitwę. Chłopak bardzo dobrze całował. Po zakończeniu piosenki wróciliśmy do reszty. Wbrew moim obawom bardzo miło spędziłam ten wieczór i to bez natarczywego Harrego. I to wszystko ciągnęło się aż pół roku.
--------------------------------------------------------------------------------
króciutki,ale tak ma być:)

poniedziałek, 28 sierpnia 2017

|2|

Z każdej strony podchodzili ludzie. Naliczyłam 11, więc ktoś jeszcze brakuje. Wszyscy witali się z Elle jakimiś przytulasami, a mnie bezczelnie omijali.
Auć.
-Na kogo czekamy? - głupio spytałam Elle. Nikogo nie znam, więc jego imię mi nie pomoże.
-Harrego, zaraz będzie - odparła a ja przytaknęłam jej. Po naprawdę krótkiej chwili z domu w którym widziałam chłopaka na parapecie wyszedł Harry jak mniemam. Był cholernie wysoki. Miał zgrabniejsze nogi od wszystkich tu zebranych. Na sobie miał czarną bluzę przez głowę, tak jak ja, czarne rurki, tak jak ja i czarne superstary też jak ja. TO BYŁO BARDZO DZIWNE. Jego twarz była ostra, w każdym tego słowa znaczeniu. A na jego głowie toczyła się istna wojna. Brązowe loczki były roztrzepane w każdym możliwym kierunku, co bardzo do niego pasowało. Pewnym krokiem podszedł do reszty osób i jako jedyny z nich tylko uścisnął rękę Elle, a mnie obrzucił dziwnym spojrzeniem. Takim dalekim, jakby nieobecnym.
- Ludzie to jest Josephine... - i w tym momencie szturchnęłam  ją w bok i spojrzałam wymownie na nią.
- to znaczy Josie, moja kuzynka - a ja niezdarnie pomachałam reszcie. Każdy odpowiedział uśmiechem oprócz chłopaka z okna. Podeszłam do każdego po kolei i przedstawiali się po kolei. Pierwszy był chłopak o ciemnych włosach wręcz czarnych opadających delikatnie na jego spokojną twarz.
-Joe - podał mi rękę a ja delikatnie ją uścisnęłam. Następny był o wiele lepiej zbudowany szatyn, z pięknymi ciemnymi oczami.
-Ryan - szybko mnie przytulił, spoglądając na Elle. Następnie podeszłam do dziewczyny o krótkich brązowych włosach i podobnego koloru oczu.
-Ellie - również mnie przytuliła, lecz czuła lekką niepewność, szło to wyczuć, nie dosłownie.
Dalej stała dziewczyna o niebieskich włosach z zielonymi przebłyskami. Od razu przyciągnęła mnie do siebie, do przyjacielskiego uścisku. Nie powiem speszyło mnie to lekko. Na ucho wyszeptała mi "Ashley" więc zgaduje, że to jej imię. Dalej stał naprawdę przystojny chłopak, był również szatynem, a jego oczy przybrały kolor ciemnego brązu.
-Christoffer, ale mów mi Chris - uśmiechnął się szarmancko i lekko uścisnął moją dłoń. Zbyt romantycznie jak dla mnie. Za nim stało trzech chłopaków z jak mniemam ich dziewczynami.
- Louis i Sophia, Niall i Renee i Liam i Lily - przedstawiła nas sobie Elle. Uśmiechnęłam się do nich i mój wzrok powędrował na wielką burzę loków po mojej lewej stronie. Podeszłam do niego trzymając odpowiedni dystans.
-Możesz podejść, nie gryzę - odpowiedział, a ja przysięgam, że lekko się uśmiechnął i puścił mi oczko. Podeszłam do niego a chwilę później usłyszałam pisk Elle, że już idziemy. Każdy szedł za nią i Ryanem, który mocno trzymał ją w talii. Zostałam na tyle z Harrym.
-Jestem Harry - rzucił, nie odrywając wzroku od swoich czarnych superstarów dokładnie takich jakie mam ja.
-Jo, Josie nawet moje drugie imię jest lepsze niż Josephine - westchnęłam i kątem oka zerknęłam na chłopaka.
-Jakie jest twoje drugie imię? - spytał, a do moich nozdrzy dostał się zapach drogiej wody kolońskiej, połączony z subtelną nutką brzoskwini. Dziwne połączenie, ale pachnie ładnie. Każdy z nich miał przypisany charakterystyczny zapach do siebie. Joe pachniał jak papierosy i mięta, bardzo intensywna, Ryan za to pachniał benzyną i mocnym dezodorantem, drażniącym w nos. Ellie była uosobieniem wanilii, a  od Ashley było czuć pomarańcze. Elle pachniała bardzo podobnie do ciasta czekoladowego. Chris na pewno wylewał na siebie wiadro drażniącej wody kolońskiej, gdyż było go czuć z kilometra. Pary na końcu pachniały podobnie. Louis i Sophia jabłkiem, Niall i Renee truskawkami,a Liam i Lily świeżo pieczonymi piernikami.
-Hazel - odpowiedziałam po chwili.
-Ładnie - rzucone od niechcenia. - Pasuje ci do oczu - nie wiem czy to był żałosny tekst na podryw czy inne chujstwo, ale nie odpowiedziałam.
-Dzięki - to było jedyne co chciałam mu odpowiedzieć w tamtym momencie.
-Czemu tu przyjechałaś? - spytał znów a ja chwyciłam swoje skronie, po czym założyłam kaptur bluzy.
-Za dużo pytasz - odpowiedziałam i przyśpieszyłam żeby dogonić Ellie, która szła sama. Paręnaście minut później staliśmy przy jakimś parku, który szczerze powiedziawszy nie wywołał na mnie żadnego zachwytu ani nic.
-Nie ładnie uciekać jak się z kimś rozmawia - zapach wody kolońskiej połączony z brzoskwiniami uderzył we mnie. Harry szepnął na moje ucho - to bardzo niekulturalne - dodał po chwili, a kiedy się odwróciłam już go nie było.
Co do chuja?
Wzruszyłam ramionami i znowu odgarnęłam te włosy. Były dzisiaj wyjątkowo irytujące. Wszyscy ruszyli do przodu więc poszłam za nimi. Usiedli pod jakimś gigantycznym drzewem, które było bardzo dziwne. Żadne drzewa nie są tak kurewsko wielkie. Usiadłam opierając się o drzewo tak, żeby widzieć każdego. Trzy a w zasadzie cztery pary usiadły blisko siebie i zaczęły się miziać.
Rzyg rzyg rzyg
Wszyscy siedzieli w dosyć niechlujnym kółku. Widać, że są zżyci ze sobą. Nie pasuję tu. Siedzieli i się śmiali, jak normalni przyjaciele. Każdy z ich uśmiechów był szczery i bardzo ładny. Tylko ja siedziałam opierając głowę o pień i patrząc na wędrówkę słońca. Niebo było takie odległe i niedostępne, zakazany owoc, którego tak bardzo pragniesz. Niesamowite jak chmury przekazują emocje. Dynamika, kształt czy kolor, tak dużo rzeczy można z nich wyczytać. Odpłynęłam totalnie. Usiadłam tak, że po drugiej stronie konara siedziała cała grupa. Nie mogli mnie dostrzec. Mogłam być sama ze swoimi myślami. Zamknęłam oczy i myślałam o niebie. Kształtach chmur, żywych i przygaszonych kolorach. Nagle poczułam oddech na swoim policzku. Szybko się otrząsnęłam i usiadłam prosto, jakby ktoś wsadził mi kija w dupę.
-Twoja kuzynka powiedziała czemu tu jesteś - uduszę ją - i serio przespałaś się z najlepszym przyjacielem, żeby stracić dziewictwo? - uduszę ją, zasztyletuję, zapierdole z premedytacją. Wiedziałam, że nic dobrego z tego nie wyniknie. Schowałam twarz w dłoniach.
-Tak, ale i tak nie byłam z chłopakiem dla którego właśnie je straciłam - odparłam obojętnie. - byłam za gruba - dopowiedziałam widząc zakłopotanie na twarzy chłopaka. Nie wiem po co mówię mu te rzeczy, może po prostu, żeby nie dusić tego w sobie. Stwierdziłam, że to najlepsze wytłumaczenie na tamtą chwilę. Z moich ust wydobył się cichy, stłumiony śmiech.
-Jesteś chuda - stwierdził lustrując mnie od góry do dołu. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały oboje odwróciliśmy wzrok. To było po prostu niezręczne.
-Czemu nie siedzisz tam? - spytał delikatnie wskazując za siebie. Jezus on naprawdę zadaje za dużo pytań.
-Mogę zapytać cię o to samo - nawet nie obdarzyłam go spojrzeniem. Jest irytujący i zbyt ciekawski. Co z tego, że wygląda i pachnie zajebiście. Jego charakter mi nie leży. Siedzieliśmy tak sobie pod tym drzewem w tej kurewsko niezręcznej ciszy. Odwróciłam głowę w przeciwną stronę, uciekając jak najdalej od tego dziwnego człowieka. Chociaż jedno pytanie siedziało mi w głowie. Ciekawi mnie to, ale ja nie jestem wścibska. Tak bardzo mnie to ciekawi.
-Czemu siedzisz tak często na parapecie? - zapytałam i od razu zakryłam usta ręką. Harry musiał to zauważyć bo lekko się zaśmiał. Boże wstyd mi za siebie.
-Patrzyłem na ciebie - powiedział zupełnie poważnie. Moja twarz zrobiła coś dziwnego i zaczęła mnie niemiłosiernie palić. Zaraz się uduszę za tą wścibskość. Właśnie zdałam sobie sprawę z tego, że wyglądam teraz przekomicznie z naciągniętym kapturem tak mocno, aby zakryć czerwone, palące rumieńce na policzkach. Harry znowu się zaśmiał. To niemiłe śmieje się z mojej głupoty.
-Jesteś urocza - odpowiedział dosłownie dmuchając w mój policzek i zniknął. DZIĘKI BOGU. Jaki ten chłopak jest dziwny. Niezauważalnie zbliżyłam się do grupy siedzącej po drugiej stronie tego drzewa, ale nadal zachowywałam dystans.
- Josephine nie chowaj się za tym drzewem - mam wielką ochotę go udusić. Każdy skierował swoje spojrzenie na mnie co było niesamowicie stresujące. Josie pewność siebie wróć. Dosyć niezdarnie wstałam i zajęłam miejsce jak najdalej tego przystojnego dziwaka, więc wylądowałam obok Joe i Ashley. Wlepiałam wzrok w Harrego, ale nie taki "o boże miej moje dzieci" tylko "zabiję cię w ciemnej wąskiej uliczce". Chłopak wydawał sobie z tego nic nie robić, co również mnie denerwowało.
-Josie, halo - przed twarzą machała duża, ręka. Chwilę później znowu się wyprostowałam. Owa ręka należała do Joe. Chłopak uśmiechnął się kiedy wymieniłam z nim spojrzenia.
-Hmm? - lekko przygryzłam dolną wargę. Joe to zauważył niestety. Momencik, czy on mi się patrzy na usta? Nie, on na pewno tego nie zrobił, a ty jesteś chora i masz przewidzenia. Chłopak zaczął coś do mnie mówić, ale ja go nie słuchałam. Za dużo osób, nie potrafię się skupić, nic zrobić. Chyba boję się ludzi, to choroba. Wstałam gwałtownie, co zwróciło jeszcze większą uwagę na moją osobę. Jakby tych wszystkich upokorzeń było mało to Harry wlepiał we mnie wzrok, a na twarzy malował się bezczelny uśmiech.
-Przepraszam, ja muszę, ja już pójdę - w głowie właśnie zabijałam siebie za to. Szybkim krokiem opuściłam ten cholerny park z nienaturalnie ogromnym drzewem i ruszyłam dalej przez ulicę. Na szczęście pamiętałam drogę, chociaż to potrafię zrobić. Szłam tak szybko, że prawie potykałam się o swoje nogi, niezręczne sytuacje towarzyskie są jedną z moich wielu słabości. Wpadłam do domu i od razu ruszyłam do ciemnoszarego pokoju, który był moją jedyną ucieczką. Kiedy już otulała mnie ciemność pomieszczenia przekręciłam kluczyk.
Pierdolcie się nie wejdziecie.
Oczywiście moje myśli powędrowały do okna. Otworzyłam je na oścież i usiadłam na zewnętrznej części parapetu. Spojrzałam przed siebie. Ten idiota siedział dokładnie w tym samym miejscu, patrząc na mnie.
-Widzimy się jutro - powiedział, a ja nic nie powiedziałam po prostu się poddałam.
--------------------------------------------------------------------------------------------------
Koniec 2 rozdziału. Mam wenę, podoba mi się. Opowiadanie może być długie, ale nie chcę robić wszystkiego na siłę:)

|1|

Stałam przed wejściem do domu totalnie osłupiała. Ręka, którą miałam mocno zaciśniętą na walizce niemiłosiernie się pociła, a ja sama drżałam. Nie, to nie z zimna bo było jakieś milion kurewskich stopni Celsjusza, ale ze strachu. Co jeśli tu nie pasuję? Nikt mnie nie polubi? Odrzuciłam te myśli na bok i prawie pewna siebie zapukałam do drewnianych drzwi. Bardzo szybko chciałam stamtąd uciec, ale zanim nawet bym to spróbowała, coś zaskrzypiało. W wejściu stała bardzo chuda i wysoka kobieta. Wymusiłam się na słaby, nerwowy uśmiech. Patrzyłam na nią, a ona na mnie w kompletnej ciszy. Jej wzrok był wręcz przeszywający, czułam przez to niemiły ucisk w żołądku.
-Ymm, wejdź kochana - przełknęła głośno ślinę wahając się. Skinęłam posłusznie głową i przekroczyłam próg mojego nowego domu. W nos od razu uderzył mnie zapach perfum ciotki, był cytrusowy, gryzący. Jednak sam zapach domu konsystował z świeżego drewna, lekko przypalonych naleśników i kwiatowego odświeżacza powietrza. Tak, jestem kinestetykiem, co wcale nie było fajne jak ktoś przed tobą dosłownie jebał. Szybko rozejrzałam się wokół domu, podobał mi się był przestronny i przytulny. Nawet nie wiem kiedy obok mnie stała długowłosa blondynka, muszę przyznać, że była śliczna. Mogła być w moim wieku albo młodsza. Ciotka Lauren lekko odkaszlnęła po czym znowu irytująco przełknęła ślinę. 
-Elle, to twoja kuzynka, będzie teraz z nami mieszkać - odparła prawie na jednym wdechu wyraźnie ukazując to, że jest spięta moją obecnością.
-Josephine Hazel Hudson, przypominam w razie gdyby ciocia zapomniała - kobieta wybałuszyla oczy na moją kąśliwą uwagę, a Elle próbowała powstrzymać lekki uśmiech.
-Ymm ja pójdę do salonu, tak do salonu - jąkała się unikając mojego wzroku. Po chwili zniknęła za jedną ze ścian.
-Wiesz gdzie będę spać i w ogóle?- spytałam a blondynka pokiwała ochoczo głową i pociągnęła mnie za rękaw mojej ulubionej bluzy.
Lubię cię, ale łapy precz.
Pociągnęłam tą nieszczęsną walizkę za sobą. Wydawała bardzo wkurwiający dźwięk uderzając o schody. Dziewczyna postawiła mnie przed jednymi z drzwi po prawej stronie długiego korytarza. Pomachała mi kluczykiem przed nosem na co wywróciłam oczami. Szybko odkluczyła drzwi i puściła mnie przodem. Postawiłam tę walizkę przy łóżku a sama się na nie rzuciłam. Elle nieśmiało na to zachichotała, po czym rzuciła mi klucz, który bez problemu złapałam jedną ręką. 
-Nieźle łapiesz - skinęłam głową w formie podziękowania - tutaj masz drzwi do łazienki i jeżeli będziesz chciała pogadać czy coś to drzwi na przeciwko są moje - odparła po czym puściła mi oczko i zniknęła za framugą drzwi. Jedyne czego teraz chciałam to dobrej drzemki i jeszcze lepszego filmu. Zdecydowanie wolę film. Z walizki stojącej obok łóżka wyciągnęłam laptopa. Stwierdziłam, że lepiej najpierw rozpakować wszystkie rzeczy. Ubrania włożyłam do wielkiej szafy, a mój wzrok powędrował na przestronne okno. Usiadłam na parapecie i wlepiłam wzrok na dom na przeciwko. Był prawie identyczny do tego, w którym teraz jestem. W takim samym oknie, w tym samym czasie siedział chłopak, pociągający jakiś napój z butelki. Na dworze było jasno, a promienie słońca zaślepiły mi widok. Odeszłam od okna i rozpakowałam walizkę do końca. Wzięłam też swoją ulubioną poduszkę, bez której nie zasnę. Rzuciłam ją niedbale na łóżko, nigdy nie byłam typem dziewczyny, która miała wieczny porządek. Stanęłam na środku pokoju ciężko wzdychając. Bardzo brakuje mi moich przyjaciół. Rozmów, normalnych, naturalnych rozmów o największych gównach. Potrzebowałam takich rozmów. Bez namysłu przeszłam na drugą stronę korytarza i lekko nacisnęłam klamkę, która dosyć głośno zaskrzypiała. 
-Muszę z kimś rozmawiać, proszę - powiedziałam bardzo poważnie. Elle siedziała na łóżku. Cały jej pokój był biały, calusieńki. Wydaje mi się, że był odrobinę mniejszy od tego, w którym muszę teraz mieszkać. Dziewczyna przesunęła się robiąc mi miejsce na łóżku. Zajęłam jego połowę i podciągnęłam kolana do brody.
-Mów wszystko to co ci leży na duszy, możesz mi zaufać - posłała mi jeden z tych pocieszających, szczerych uśmiechów.
-Nie wiem czy wiesz czemu tutaj jestem, więc dlatego, że niedawno zmarła moja babcia, która była dla mnie najbliższą osobą, a co za tym idzie musiałam się przeprowadzić tutaj. Nie miałam żadnego pełnoletniego opiekuna, a wy jesteście moją jedyną rodziną. Kazali mi się tutaj przenieść - Elle cały czas słuchała mojej nieskładnej opowieści. 
-A co z twoimi rodzicami? - wypaliła, a w moje oczy zaszkliły się, ale przecież ja nie płaczę, nie mam łez. Jestem twarda. Najtwardsza z nich wszystkich. Uśmiechnęłam się słabo nim odpowiedziałam mojej kuzynce.
-Nie ma ich, po prostu zniknęli - tylko tyle powiedziałam i tak to była prawda. Z dnia na dzień wyparowali w powietrzu. Dziewczyna lekko się wzdrygnęła.
-Nie chcę o tym rozmawiać, porozmawiajmy o czymś fajnym, jak seriale - powiedziałam - oglądasz jakieś? 
-Orange is The New Black,Gra o Tron, The Walking Dead, Supernatural, nie wiem co jeszcze - odparła a ja się uśmiechnęłam 
-Też je oglądam - powiedziałam i tak zaczęła się paru godzinna rozmowa o jedynie paru serialach. Śmiałyśmy się w najlepsze rozmawiając o przystojnych aktorach.
-Chciałabym przelecieć Kita - odpowiedziałam a Elle lekko posmutniała.
-Nigdy jeszcze tego nie robiłam - ściszyła głos. Posłałam jej uspokajający uśmiech - A ty z kim to robiłaś pierwszy raz, boli? - spytała na co cicho parsknęłam śmiechem.
-Z najlepszym przyjacielem, tylko dlatego, bo chciałam chłopaka, który nie pieprzy dziewic i nie, nie bolało, było przyjemne - zaśmiałam się na własne słowa.
-Nie było dziwnie ci robić tego z najlepszym przyjacielem?- ponownie zadała pytanie.
-Nie, chociaż na początku może trochę - moją wypowiedź przerwał donośny męski głos wołający nas na kolację. Zeszłyśmy siadając obok siebie i zajadając się lekką sałatką, z czego się ucieszyłam, bo nie lubię dużo jeść. Po zjedzeniu poszłyśmy do pokoju w którym mam spać. 
-Josephine... - nienawidzę swojego pełnego imienia, więc szybko jej przerwałam
-Jo, Josie cokolwiek tylko nie Josephine - głośno westchnęłam, a Elle się uśmiechnęła.
-Więc Josie jutro wychodzę z przyjaciółmi i chciałabym, żebyś wyszła z nami? - odparła pytająco. Pokiwałam głową i wysiliłam się na słaby uśmiech. 
-Więc ile nas wtedy tam będzie? - spytałam zapobiegawczo. Elle liczyła na palcach, co nie powiem rozśmieszyło mnie.
-14 razem z tobą, w końcu będzie parzyście - lekko się zaśmiałyśmy po czym blondynka wróciła do swojego pokoju. Mój wzrok znowu powędrował do tego wielkiego okna. Chłopak z naprzeciwka właśnie zrobił to samo co ja, czyli usiadł na parapecie. Miał zapalone światło w pokoju, tak samo jak ja. Patrzyłam się przed siebie, on też. Liczę, że to nie jest jeden z tych moich dziwnych snów. Ale akurat one są naprawdę pokurwione. Zeskoczyłam z parapetu i postanowiłam, że nadszedł czas na prysznic. Zanim weszłam do łazienki, rzuciłam okiem na przeciwległe okno. Chłopak nadal siedział na parapecie. Odsunęłam okno z myśli i zajęłam się gorącym prysznicem, którego tak bardzo teraz chciałam. Uwielbiam jak gorąca woda wręcz otula moją skórę. Po długich 10 minutach wyszłam z pod prysznica, a nieprzyjemne zimno uderzyło we mnie. Szybko otuliłam się ręcznikiem. Spojrzałam na zaparowane lustro i lekko przetarłam je dłonią. Moje mokre włosy opadały swobodnie na ramiona dosięgając połowy pleców jak nie lepiej. Lubiłam patrzeć jak moje włosy rosną. Zawsze miałam je długie, łatwiej było nimi zasłaniać rzeczy np. twarz. Nie lubiłam swojego wyglądu twarzy, sylwetki. Nigdy nie miałam wysokiej samooceny. Przestałam patrzeć się w to durne lustro i usiadłam na skraju łóżka, które było dosyć wygodne i duże. Chwyciłam swój telefon i podłączyłam się do wifi. Prześledziłam wszystkie portale społecznościowe Elle i sama sprawdziłam co u moich znajomych. Ściągnęłam z siebie ręcznik i powoli przebierałam się w piżamę kiedy zobaczyłam, że w przeciwnym oknie siedzi chłopak, nadal ten sam, nadal w tej samej pozycji. Brawo Josie za nie zasunięcie zasłon. Szybko i może trochę zbyt gwałtownie je zasłonęłam i już myślałam, że spadną. Czułam się niekomfortowo w nowym miejscu, zresztą jak zwykle. Niezbyt ładnie położyłam się na łóżku przykrywając swoje ciało pod warstwą kocy. Nie było wcale ciepło w nocy chociaż był już początek lata. Zasnęłam z myślą poznania jutro dodatkowych 12 osób. Znowu poczułam się tak jak przed domem, na początku tego dnia. 
-------------------------------------------------------------------------------------
-Śniadanie! - donośny, dosyć piskliwy kobiecy głos dudnił w moich uszach kiedy próbowałam zaczerpnąć resztek snu. Leniwie wstałam, nawet nie fatygując się na przeczesanie włosów, czy przebranie się. Na stole w jadalni stał talerz, na którym piętrzyła się niewielka piramidka stworzona z kanapek z serem. Zajęłam swoje miejsce i zjadłam 2 kanapki czując się niesamowicie przejedzona. Wypiłam gorącą herbatę, parząc sobie przy okazji język i podniebienie, ale była naprawdę pyszna. 
-Bardzo dobre, dziękuję - odparłam uprzejmie z uśmiechem na ustach na co ciocia wyraźnie się zdumiła, ale również się uśmiechnęła. Wróciłam do pokoju i opadłam na łóżko. Ile to miało kalorii? To pytanie kłębiło się w mojej głowie. Tak miałam kiedyś anoreksję, ciągłe niejedzenie było moim przyzwyczajeniem. Nawet teraz przyłapuję siebie na myśleniu o zjedzonych kaloriach. Może to chore, ale ta choroba nigdy nie minie, zawsze zostaje coś w psychice. Mi to właśnie zostało. Spojrzałam na swoje nogi, zagojone blizny po paru upadkach, oraz dosyć duże znamię na biodrze. Powoli podnosiłam się z łóżka i otwierałam drzwi tej wielkiej szafy, która świeciła pustkami. Wyciągnęłam z niej czarne rurki oraz tego samego koloru bluzkę z krótkim rękawem, ale na wszelki wypadek wyciągnęłam też za dużą bluzę koloru UWAGA! czarnego. Tak wiem w chuj dużo kolorów, ale no taki mój image. Więc nawet się ucieszyłam kiedy zobaczyłam, że mój pokój jest ciemnoszary. Przebrana już odsłoniłam zasłony i ku mojemu zdziwieniu po godzinie 11, na przeciwległym parapecie siedział znowu ten chłopak. 
Czy on nie ma lepszych zajęć do chuja?
Tak lubię przeklinać. Szybko odsunęłam się od okna i poszłam rozczesać moje włosy. Zostawiłam je rozpuszczone. Dodaje mi to uroku, ponoć. 
-JOSIE! - Elle darła się z drugiego pokoju, a ja poczłapałam w kierunku drzwi naprzeciwko. 
Uchyliłam je i powoli weszłam do pokoju. Stanęłam na jego środku, krzyżując ręce na piersiach patrząc na blondynkę wzrokiem "No dalej"
-Bo nie wiem w co się ubrać, pomóż - spojrzała na mnie wzrokiem smutnego szczeniaka, skąd wiedziała, że to na mnie zawsze działa? 
-No dobra co masz? - pokazała mi chyba z 3 stroje z czego wybrałam ten. Uśmiechnęłam się sama do siebie, dziewczyna wyglądała cholernie dobrze.
-Tak w ogóle zapomniałam wczoraj pytać ile masz lat Jo? - odwróciła głowę w moją stronę, kiedy robiła sobie makijaż. Opierałam się o jej bialusieńką ścianę ubrana cała na czarno, musiało to śmiesznie wyglądać. 
-17, jeszcze - powiedziałam to bardziej niemiło niż myślałam, że powiem. Nawet mój głos nie był melodyjny ani dźwięczny, on był po prostu normalny tylko z chrypką, wieczną. 
-Oh, ja też niedawno kończyłam - odpowiedziała z lekkim uśmiechem. Opuściłam pokój bez słowa i zajęłam się swoją twarzą. Nałożyłam korektor na większe niedoskonałości, tusz do rzęs oraz pomalowałam brwi. Tak nie nakładam tony tapety, dla mnie to po prostu obrzydliwe. Spojrzałam na swoje odbicie w dużym pionowym lusrze. Od góry do dołu. Lekko westchnęłam i znowu mój wzrok powędrował do tego nieszczęsnego okna. Chłopak zniknął, a ja nie wiedzieć czemu ucieszyłam się z tego. Znowu zawitałam do pokoju Elle, która rozmawiała przez telefon. Zapytałam ją o której wychodzimy, pokazała mi cztery palce więc nie wiem, ou nieważne. jest dwunasta, a jeżeli za 4 godziny to będzie szesnasta a samo cztery oznacza to samo. Brawo Josie za brak mózgu. Pomińmy to, usuńmy z życia, koniec. Mając 4 długie bite godziny skorzystałam z okazji obejrzenia jakiegoś filmu, bądź serialu. Zajęłam się Supernatural. Dochodziło do 4 a do mojego pokoju wtargnęła, dosłownie, Elle mówiąc, że musimy się zbierać. Niezbyt chętnie wstałam, założyłam swoją bluzę po tym czarne superstary i opuściłyśmy dom. Zatrzymałyśmy się na środku ulicy kiedy z wszystkich domów wokół zaczęli wychodzić ludzie.
-----------------------------------------------------------------------------------------
Jest pierwszy rozdział, pisząc go dostaję kurwicy, ponieważ "s" mi wypada z klawiatury na laptopie i muszę je co chwilę wkładać z powrotem. Jest dość krótki przynajmniej tak mi się wydaje, ale to wszystko na dobry początek.

prolog

Ostatni dzień szkoły. W ten pamiętny, upalny okropnie duszny dzień miałam wyjechać z rodzinnego domu, w którym mieszkałam sama już tak długo. Jedyna moja rodzina jest teraz na przedmieściach gdzieś przed Londynem. Pewnie wiodą swoje perfekcyjne życia z dala od problemów i w tym momencie pojawiam się ja. Złamana dziewczyna, bez czegokolwiek, tym bardziej osób, które kocham. Ciotka jest prawie paranoiczką, jej mąż, drugi jest niewyżyty i rucha sąsiadki, a ich córka jest nawet normalna, chociaż czuję, że jest adoptowana. Po przybyciu na te zjebane przedmieścia i pokazaniu mojego nowego pokoju i łazienki, mogłam choć na chwilę się odprężyć, przynajmniej tak myślałam. Nawet nie wiem jak bardzo się myliłam. Nie wyobrażałam sobie mieszkania tutaj przez kolejne długie lata mojego życia. Jak bardzo się wtedy myliłam.




















niedziela, 27 sierpnia 2017

bohaterowie

Josephine Hazel Hudson
17
13.11.1999


Harry Styles 
18
01.02.1999


Joe Rourke
17
26.10.1999

Ryan Summers
19
12.10.1997


Ellie Summers
17
23.05.2000


Lauren Clarke
(ciocia Josephine)
40


Matthew Clarke
(wujek Josephine)
43


Elle Clarke
(kuzynka Josephine)
17
18.06.2000

Ashley Tomphson
19
19.07.1998


Christoffer Schistad
20
03.01.1997


Louis Tomlinson
19
24.12.1997



Niall Horan 
17
13.09.1999


Liam Payne
18
29.08.1999


Sophie Vause
17
10.04.2000


Renee Parker
16
14.02.2001


Lily Addams
18
07.03.1999



Tak wiem, troszkę dużo bohaterów, ale chciałam uwzględnić większość:)
------------------------------------------------------------------------
Jo.xx.

|8|

*poniedziałek 5;50* Nie mogłam spać. Sięgnęłam po telefon i sprawdziłam portale społecznościowe. Moi dawni znajomi nie utrzymywali już ze m...